droga do różan

22

Upload: siw-znak

Post on 23-Mar-2016

229 views

Category:

Documents


1 download

DESCRIPTION

Romantyczna opowieść o miłości, przyjaźni i rodzinie Dworek w Różanach to rodzinny dom Zosi Boruckiej, która żyje tam szczęśliwie z ojcem, swoją dawną nianią Zuzanną, wśród przyjaciół. Z pasją zajmuje się kwiatowym ogrodem oraz ekologicznymi uprawami. I marzy o założeniu rodziny z Krzysztofem, którego kocha od dawna. Jednak życie bywa przewrotne – rodzina Boruckich traci ukochane Różany. W Krakowie Zosia zaczyna nowe, zupełnie inne życie. Czy zazna jeszcze radości i szczęścia? Spełni marzenia o miłości? Czy otuchę i wsparcie da jej Krzysztof czy Eryk – przyjaciel, który nie ukrywa, że chciałby być kimś więcej? Romantyczna opowieść o miłości, przyjaźni i rodzinie. O tym, że chcemy kochać i być kochane. O przyjemności, jaką czerpiemy z drobnych rzeczy: zapachu świeżego chleba, smaku konfitury z czereśni, feerii barw różanego ogrodu, spotkań z bliskimi. O radości życia. O szczęściu.

TRANSCRIPT

Page 1: Droga do Różan
Page 2: Droga do Różan

Droga do Rozan_144-205.indd 2Droga do Rozan_144-205.indd 2 2013-03-22 10:40:022013-03-22 10:40:02

Page 3: Droga do Różan

KRAKÓW 2013

BOGNA ZIEMBICKA

Droga do Rózan

Droga do Rozan_144-205.indd 3Droga do Rozan_144-205.indd 3 2013-03-22 10:40:032013-03-22 10:40:03

Page 4: Droga do Różan

Copyright © by Bogna Ziembicka

Projekt okładki: Aleksandra Szmak

Fotografi e na okładce: róże – © Valentyn Volkov / Shutterstock.com,

tło – © ollyy / Shutterstock.com

Opieka redakcyjna: Maria Kula, Arletta Kacprzak

Redakcja tekstu: Maria Kula

Opracowanie typografi czne książki: Irena Jagocha

Ilustracje: Katarzyna Haduch

Adiustacja: Joanna Hołdys / Wydawnictwo JAK

Korekta: Anastazja Oleśkiewicz / Wydawnictwo JAK,

Joanna Hołdys / Wydawnictwo JAK

Łamanie: Andrzej Choczewski / Wydawnictwo JAK

ISBN 978-83-7515-204-3

www.otwarte.eu

Zamówienia: Dział Handlowy, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków,

tel. (12) 61 99 569

Zapraszamy do księgarni internetowej Wydawnictwa Znak,

w której można kupić książki Wydawnictwa Otwartego: www.znak.com.pl

Droga do Rozan_144-205.indd 4Droga do Rozan_144-205.indd 4 2013-03-22 10:40:032013-03-22 10:40:03

Page 5: Droga do Różan

„Jestem za blisko, żeby mu się śnić.

Nie fruwam nad nim, nie uciekam mu

pod korzeniami drzew. [...]

Ja jestem za blisko,

żeby mu z nieba spaść”.

Wisława Szymborska

*** (Jestem za blisko...)

Droga do Rozan_144-205.indd 5Droga do Rozan_144-205.indd 5 2013-03-22 10:40:032013-03-22 10:40:03

Page 6: Droga do Różan

Droga do Rozan_144-205.indd 6Droga do Rozan_144-205.indd 6 2013-03-22 10:40:032013-03-22 10:40:03

Page 7: Droga do Różan

7

1

„Jak by się tu czuła? – Eryk rozejrzał się po salonie. – Na pew-

no by doceniła te thonetowskie meble. Towarzystwo mamy i Ag-

nes. A moje?”

Miał już trzydzieści siedem lat i wiele kobiet. Młodszych, ład-

niejszych i o niebo lepiej wykształconych od Zosi. Co go w niej

urzekło? Turkusowe oczy, kontrastujące ze smagłą cerą i czarny-

mi włosami? Cień niespełnienia? Staroświecki wdzięk?

Kiedyś nachyliła się nad jakimś kwiatkiem, zerwała go

i unios ła obie ręce, by wpiąć go we włosy. Harmonia jej ruchów

ścisnęła mu gardło.

Tak naprawdę jeszcze mu się nie udało namalować tej

sceny, choć za Carmen dostał medal na biennale w  Amster -

damie.

Trzeba przyspieszyć tutejsze sprawy i wracać, wracać.

Droga do Rozan_144-205.indd 7Droga do Rozan_144-205.indd 7 2013-03-22 10:40:032013-03-22 10:40:03

Page 8: Droga do Różan

„Teraz albo nigdy. Teraz albo nigdy”. Słowa Kamila dudniły

Krzysztofowi w głowie. Pewnie, że chciałby być bogaty. Każdy

by chciał. Tak, Kamil ma rację, to interes życia. Fatalnie, że aku-

rat teraz nie ma wolnej gotówki. Co mu pozostaje? Upomnieć

się o stary dług?

Jednak czy warto? Co powie Zosia, co zrobi jej ojciec, gdy

przyjedzie do Różan i zażąda zwrotu pożyczki?

Najchętniej poszedłby teraz do Judyty. Spojrzał na zegarek.

Wpół do drugiej. Za późno. Czy kiedyś da mu klucze? On dał jej

swoje. Nigdy z nich nie skorzystała.

Willa taka jak jej? Co jeszcze mógłby sobie kupić? Nic nie

przychodziło mu do głowy. Tak naprawdę niczego mu nie bra-

kowało. Lubił swoje mieszkanie. Lubił swoje życie. Lubił praco-

wać. Lubił zarabiać.

Ale jest jeszcze fi rma. I przede wszystkim Kamil. Kamil, któ-

ry kiedyś bez wahania dał mu wszystko, co miał. Pewnie, że mu

się opłaciło, ale wtedy nie mógł tego wiedzieć. Zaufał mu. Za-

ufany wspólnik to skarb. Czy jeśli teraz odmówi, Kamil odejdzie

z fi rmy? Możliwe.

„Teraz albo nigdy”. Ulica była pusta. W świetle latarni asfalt

błyszczał od deszczu.

Droga do Rozan_144-205.indd 8Droga do Rozan_144-205.indd 8 2013-03-22 10:40:032013-03-22 10:40:03

Page 9: Droga do Różan

9

2

Słowik śpiewał całą noc. Nad ranem dołączyła do niego po-

krzewka. Cichy szczebiot i fl ecik w rytmie oberka. A może ku-

jawiaka? Gdy Zosia chodziła do podstawówki, niania dwa razy

w tygodniu prowadziła ją na zajęcia ogniska tanecznego. „A teraz

nie odróżniam oberka od kujawiaka”, uśmiechnęła się do siebie.

Ptaki nagle ucichły, potem odezwała się już tylko pokrzewka.

Marianna zapytała ją kiedyś, dlaczego ptaki milkną, gdy

wschodzi słońce. I sama sobie odpowiedziała: „Nie są takie pew-

ne siebie jak my. Czekają z zapartym tchem, czy cud wschodu

powtórzy się i tego ranka”.

W pokoju robiło się coraz jaśniej. Firanki lekko falowały,

a poranny wietrzyk przynosił zapach mokrej po nocnym deszczu

trawy, bzu i wczesnych jaśminów. Niedługo w ogrodzie zakwit-

nie lipa. Tilia platyphyllos. Królestwo: rośliny, podkrólestwo:

naczyniowe, nadgromada: nasienne, gromada: okrytonasienne,

klasa: Rosopsida, rząd: ślazowce, rodzina: lipowate, rodzaj: lipa,

gatunek: lipa szerokolistna.

Dlaczego przyszła jej do głowy klasyfi kacja Reveala? Profesor

Garbarz, którego była ulubienicą, w grobie się przewraca. „Czy

Droga do Rozan_144-205.indd 9Droga do Rozan_144-205.indd 9 2013-03-22 10:40:042013-03-22 10:40:04

Page 10: Droga do Różan

10

ktoś na ochotnika przedstawi nam klasyfi kację Tilia platyphyl-los? No tak, las rąk”. Uśmiechnęła się na to wspomnienie. Spe-cies plantarum. Nieśmiertelne dzieło Linneusza, prywatna biblia

profesora zwanego Grabarzem. Pogrzebał nadzieję niejednego

młodego adepta ogrodnictwa na to, że można skończyć studia,

nie liznąwszy łaciny.

Zadzwonił budzik. Zosia jednym ruchem odrzuciła kołdrę

i wstała. Zdjęła nocną koszulkę w rozkoszne zwierzątka, prezent

od niani, w sam raz dla wyrośniętego przedszkolaka. Nago sta-

nęła przy oknie. Przez chwilę patrzyła na ogród.

Na tle grabowego żywopłotu zaprojektowała w zeszłym roku

imitację łąki. W wysokiej niekoszonej trawie kwitły kępy nie-

bieskich dzwonków i bladoróżowe maki o szarozielonych liściach

błyszczących teraz od rosy. Bliżej, wśród nitkowatej kostrzewy,

różowiły się drobne Lady Leitrim przypominające stokrotki.

Tak, o taki efekt jej chodziło: subtelny róż rozjaśnił ten poważ-

ny zakątek.

Staw w dole ogrodu błyszczał w słońcu. Woda była już cie-

pła i  Zosia pływała w  nim co wieczór. Wśród paproci, kosać-

ców, trzcin, sitowia i lilii wodnych czuła się czasem jak nimfa

wodna.

Zapowiadał się piękny dzień. Przypomniał się jej wiersz

Osieckiej, który wczoraj powiedziała jej Marianna, i  zanuciła

na własną melodię:

Jak pięknie jest rano,

jeszcze nie wszystko się stało

i wszystko może się stać,

tylko brać, tylko brać.

Jak pięknie jest wiosną,

jeszcze nie wszystko wyrosło

i wszystko może się stać,

tylko brać, tylko brać.

Droga do Rozan_144-205.indd 10Droga do Rozan_144-205.indd 10 2013-03-22 10:40:042013-03-22 10:40:04

Page 11: Droga do Różan

11

Tanecznym krokiem weszła do łazienki. Płytki były zimne.

Szybko się umyła, potem wbiła szczotkę w gęstwinę czarnych

włosów i przeczesała je niedbale.

Zbliżyła do lustra twarz... zbyt trójkątną twarz. Może gdy-

by była blondynką... miała jaśniejszą cerę... większy biust... Sta-

nęła bokiem i wypięła pierś. Nie na wiele się to zdało. Nawet

niania, kucharka czarodziejka, nie zrobiłaby melonów z dwóch

jajek sadzonych.

Wzruszyła ramionami i weszła do garderoby. Na jej strój ro-

boczy składały się stanik z  niezsuwającymi się ramiączkami,

wygodne majtki, bawełniane podkolanówki, nieco wyciągnięty

podkoszulek i stare sztruksy obcięte na wysokości kolan.

Boso zbiegła po schodach. Wszyscy jeszcze spali, ale w kuch-

ni czekał na nią mały termos i smukły garnuszek do kakao ma-

lowany w różyczki. Lubiła tę starą sewrską porcelanę, a już do

różyczek miała szczególną słabość. Odkręciła termos i marszcząc

nos z obrzydzenia, ostrożnie zdjęła kożuch. Wolno piła gorące

kakao, studiując leżącą na kuchennym stole listę.

Opłukała termos i garnuszek, wzięła listę, w ogrodowej sieni

wyjęła z szafy gumowe buty i starą wiatrówkę.

Troj na jej widok zamachał ogonem. Wstał powoli z legowi-

ska, wyciągnął przednie łapy, wypinając kudłaty zadek. Puścił

głośnego bąka.

– Tylko mi tu nie kadź.

Punkt piąta wyszła przed dom, wiążąc chustkę na głowie. Na

starej ławce czekały już na nią trzy młode kobiety, czwarta szyb-

kim krokiem nadchodziła ścieżką.

– Dzień dobry!

– Dzień dobry – odpowiedziały chórem.

Otworzyła psu furtkę do ogrodzonego specjalnie dla niego

kawałka ogrodu.

– Załatw tu swoje sprawy, a potem pójdziesz z panią na spacer.

Poklepała Troja po siwiejącym grzbiecie, zamknęła furtkę na

haczyk i podeszła do czekających kobiet.

Droga do Rozan_144-205.indd 11Droga do Rozan_144-205.indd 11 2013-03-22 10:40:042013-03-22 10:40:04

Page 12: Droga do Różan

12

– Piękny dzień, prawda? Mamy dziś zamówienie na trzydzie-

ści pęczków botwiny, czterdzieści wiązek rzodkiewek... – Zosia

przerwała czytanie listy. – Nie wiem, czy z ostatnio posianych

uda się już tyle zebrać. Pani Kornelio, może pani wybierze coś

z tych wyrośniętych. Resztę trzeba będzie wyrwać. Zielony gro-

szek w  strączkach... sałata Królowa majowych...  – wróciła do

czytania listy.

Gdy o wpół do siódmej pod dwór podjechał wysłużony ford

transit, owoce i jarzyny, starannie umyte, zważone lub policzone,

zapakowane do kartonowych pudełek lub związane rafi ą, czeka-

ły w drewnianych skrzynkach.

Kierowca przywitał się z Zosią i wręczył jej listę na następny

dzień. Kończył ładować skrzynki, gdy z domu wyszła pani Zu-

zanna, niania Zosi, z fi liżanką kawy.

– Czym byłby dzień bez pani kawy? – powiedział kierowca,

ze staroświecką galanterią całując ją w rękę.

Gdy samochód odjechał, Zosia poszła do ogrodu. Nie wróciła

jednak do warzywnika. Podlewanie załatwił za nią nocny deszcz,

a jej pomocnice na pewno same sobie poradzą z pieleniem. Przy-

stanęła przy klombach z kwiatami do cięcia. Niektóre ostróżki,

szałwie i lwie paszcze już przekwitły. Trzeba je przyciąć, by za-

kwitły jeszcze raz. Trzeba też zajrzeć do ogródka skalnego. Roj-

niki, macierzanka, rozchodniki i barwinek wymagają już przesa-

dzenia. Poprawiła różową chustkę na głowie, włożyła rękawiczki

i sięgnęła po sekator.

Gdy sadząc kłącza Purple Sensation, przypadkiem spojrzała

na zegarek, od razu zerwała się na równe nogi. Otrzepała spod-

nie, zdjęła rękawiczki i szybkim krokiem ruszyła w stronę domu.

– Dobrze, że jesteś, skarbie – przywitała ją niania. – Śniada-

nie gotowe. Agatko, tu masz obrus.

Zosia chwyciła jedną tacę, Agata drugą. Nakryły obrusem

ogrodowy stół i układały talerze, sztućce, garnuszki, postawiły ko-

szyk z chlebem, półmisek z szynką i drugi z ciastem, miskę z sałatą.

Dzwon w kościele zaczął bić na Anioł Pański. Pochylone nad grząd-

kami kobiety prostowały plecy, myły ręce pod pompą, zdejmowały

Droga do Rozan_144-205.indd 12Droga do Rozan_144-205.indd 12 2013-03-22 10:40:042013-03-22 10:40:04

Page 13: Droga do Różan

13

chustki, poprawiały włosy. Zosia lubiła je, choć nie wszystkie jed-

nakowo. Jej faworytką była najstarsza z nich, pani Kornelia. Trzy-

mała w ryzach pozostałe, szczególnie te młodsze, przychodzące od

czasu do czasu, gdy pracy było więcej. Mówiła bardzo cicho, nic

nie umykało jej uwagi i była przykładem pracowitości.

– Pani Kornelio, jak tam pielenie? – zapytała Zosia, gdy już

wszystkie usiadły przy stole.

– Chwasty zawsze najlepiej rosną... Potrzebujemy jeszcze ja-

kiejś godziny jutro.

– Jutro trzeba posiać kabaczki i  patisony. I  rzodkiewkę.

No  i  marchew, i  cykorię na jesienny zbiór. Trzeba przygoto-

wać gnojówkę z  pokrzyw...  – wyliczała Zosia ze zmarszczony-

mi brwiami.

– Kocanki już prawie do zrywania. Krokosz też.

– Ma pani rację. Jeśli noc będzie ciepła, bez deszczu i mgły,

to jutro będziemy ścinać kwiaty do suszenia. Aha, żebym nie

zapomniała. Pani Jagoda kazała mi zapytać, czy mogłaby pani

przyjść jutro po południu na trzy, cztery godziny. Ma zamiar

sprzątać pokoje gościnne i potrzebuje pomocy.

– Przyjdę, pewnie, że przyjdę. O trzeciej może być?

– Świetnie!

– Słyszała pani, że Anka Krawczyk wychodzi za mąż? Będzie

pani ubierać kościół? – zapytała Zosię Justyna Żurawska. Mia-

ła dziewiętnaście lat i najbardziej interesowały ją randki i śluby.

– Słyszałam. Kościół obiecałam jej ubrać do ślubu, gdy jesz-

cze chodziłyśmy do liceum.

– To już wtedy pani wiedziała, że będzie ubierać kościoły?

Zosia na szczęście nie była przeczulona na swoim punkcie.

– Gdy byłam całkiem mała, chciałam sprzedawać w sklepie

spożywczym albo jeszcze lepiej w cukierni. Na następnym miej-

scu w  moim rankingu wymarzonych miejsc pracy była kwia-

ciarnia. No i poszłam na ogrodnictwo.

Wszystkie, jedna przez drugą, zaczęły opowiadać, kim w dzie-

ciństwie chciały zostać. Tylko drobniutka Ewa Wolska milczała.

Zosia nieraz się zastanawiała, dlaczego ta dziewczyna tak często

Droga do Rozan_144-205.indd 13Droga do Rozan_144-205.indd 13 2013-03-22 10:40:042013-03-22 10:40:04

Page 14: Droga do Różan

14

tu przychodzi. Nie dlatego, żeby jej nie lubiła. Jej rodzice byli

najbogatsi w  Różanach, pan Wolski świata nie widział poza

swoją ukochaną córeczką. Poza tym mnóstwo czasu pochłania-

ły Ewie studia w  Krakowie, a jednak każdą wolną chwilę po-

święcała na pracę u Zosi. Pewnego dnia w ogrodzie pojawił się

Eryk. Zosia spojrzała wtedy przypadkiem na Ewę i wszystko sta-

ło się jasne.

Po śniadaniu pomocnice poszły do domu, a Zosia wróciła do

sadzenia irysów. Potem sprawdziła, czy wszystko zostało dziś zro-

bione, i spisała prace do zrobienia na jutro. Po trzeciej umyła gu-

mowce pod pompą, boso weszła na górę, wrzuciła przepocone

ubranie do kosza z brudami w garderobie i weszła pod prysznic.

Teraz nie musiała się spieszyć. Umyła głowę, a potem jesz-

cze chwilę stała pod coraz zimniejszą wodą. Nasmarowała bal-

samem całe ciało. Wykręciła się przed lustrem i uważnie obej-

rzała uda i pośladki. Ścisnęła palcami lewy pośladek. Ani śladu

cellulitu. Trzeba się cieszyć z małych cudów.

Wysuszyła włosy. Po chwili namysłu sięgnęła po kredkę i lek-

ko podkreśliła oczy. Jeszcze trochę tuszu na rzęsy. Do tej odświęt-

nej twarzy nie pasowały stare dżinsy, które sobie przygotowała.

Przejechała ręką po rzeczach wiszących na wieszakach. Tak, to

jest to. Szeroka zielona spódnica w niebieskie róże i turkusowy

podkoszulek na ramiączkach. Obróciła się na pięcie. Spódnica

miękko zafalowała. Nucąc pod nosem, Zosia zbiegła do jadalni.

Gdy nie mieli gości, obiad jadali we troje przy małym bocz-

nym stole. Trzy lata temu, w osiemdziesiąte urodziny niani, Zo-

sia wymogła na niej zgodę na przyjęcie na stałe kogoś do po-

mocy w domu. Jadwiga Radłowska, czyli pani Jagoda, przyszła

z ogłoszenia i z dwunastoletnią córką Agatą, a mimo to okazała

się prawdziwym skarbem. Znakomita kucharka, świetna orga-

nizatorka i dyplomatka. Zosia nieraz myślała sobie w duchu, że

gdyby Ministerstwo Spraw Zagranicznych szukało ambasadora

do jakiegoś wyjątkowo trudnego kraju, pani Jagoda byłaby wy-

marzoną kandydatką. Na szczęście ministerstwo szukało w  in-

nych kręgach i Zosia mogła spać spokojnie. No i delektować się

Droga do Rozan_144-205.indd 14Droga do Rozan_144-205.indd 14 2013-03-22 10:40:042013-03-22 10:40:04

Page 15: Droga do Różan

15

takimi obiadami jak dzisiejszy: barszcz ukraiński był czystą poe-

zją, a kurczę ze szparagami – kulinarnym poematem.

– Pani Jagodo, przeszła pani samą siebie  – pochwalił pan

Borucki.

– Pyszne – westchnęła Zosia.

– Szparagi, szczególnie te pierwsze, to samograj. – Pani Zu-

zanna była nastawiona najmniej entuzjastycznie. – Ale barszcz

rzeczywiście wyśmienity. Nie wiem, czy nie lepszy od mojego.

– Co to, to nie  – stanowczo odrzekła pani Jagoda.  – Pani

barszcz jest najlepszy na świecie i ani mi w głowie z panią na

tym polu konkurować.

– Pani Jagodo, ja nie będę dziś pił kawy, muszę jechać do

miasta. I  tak jak mówiłem, nie będę na kolacji  – powiedział

pan Borucki.

– A  ja się napiję. W  biurze. Mam masę papierkowej robo-

ty – westchnęła Zosia. – I tak jak mówiłam, nie będę na kolacji.

– Córko moja – z teatralną emfazą powiedział pan Borucki –

jeśli będziesz mnie przedrzeźniać, zamknę cię w klatce. To do-

bre miejsce dla papug.

– Córki zwykle zamykało się w wieży. Pamiętasz, tatusiu, tę

bajkę braci Grimm o Dziewicy Milenie?

– Właśnie, dziewicy – mrugnął do niej. – Ładnie wyglądasz.

Idziesz na kolację do Eryka?

Zosia zaśmiała się nieco wymuszenie.

– Marianna mnie zaprosiła. Eryk jest w  Monachium. Mó-

wiłam ci.

– Prawda. No, na mnie już pora. Nie mogę pozwolić, by pan

Krawczyński czekał.

– Jesteś z nim umówiony? Masz dla niego jakieś faktury? Nic

mi nie mówiłeś.

Pan Borucki zmieszał się lekko.

– Wiesz, jak to jest z księgowymi. Zawsze mnożą problemy.

Muszę mu wyjaśnić kilka spraw. – I nie dając córce dojść do gło-

su, szybko pocałował ją w czoło i wyszedł.

– Nianiu, o co chodzi?

Droga do Rozan_144-205.indd 15Droga do Rozan_144-205.indd 15 2013-03-22 10:40:042013-03-22 10:40:04

Page 16: Droga do Różan

16

Pani Zuzanna patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem.

Ogarnęło ją nagłe przeczucie nieszczęścia. Przypomniała sobie

koszmar, który się jej dzisiaj przyśnił.

Brnęła piaszczystą drogą w prażącym bezlitośnie słońcu, nio-

sąc na rękach dziecko. Buty miała pełne piasku. Dziecko, cias-

no oplatające rękami jej szyję, ciążyło jej jak kamień. Szczy-

piący pot ściekał jej po twarzy, po plecach, po brzuchu. Nagle

kątem oka zauważyła jakiś ruch. Gwałtownie się wyprostowa-

ła. Przy drodze wyrosły trzy lśniące wilgocią kopce czarnej zie-

mi, z wielkimi, rzucającymi cień krzyżami. Wiedziała, czyje to

groby. Odskoczyła do tyłu i nagle wpadła w piaszczysty lej jak

mrówka. Chciała krzyknąć, lecz piach zasypał jej usta. Wtedy

się obudziła. Dyszała ciężko, a serce waliło jej, jakby chciało wy-

skoczyć z piersi.

– Nianiu?  – powtórzyła Zosia.  – Dlaczego tata umówił się

z panem Krawczyńskim?

Pani Zuzanna z trudem wróciła do rzeczywistości.

– Nie wiem, skarbie, ale to pewnie nic ważnego. A może Staś

umówił się z jakąś znajomą i nie wymyślił innego wykrętu? Ni-

gdy nie był mocny w fantazjowaniu – powiedziała z uspokaja-

jącym uśmiechem.

– Nianiusiu kochana, na pewno masz rację, jak zwykle. – Zo-

sia objęła ją. – No, muszę iść do swojej roboty, bo o ósmej mam

być u Marianny.

– Tylko nie wracaj za późno. W twoim wieku powinnaś się

wysypiać.

– Jestem zdrowa jak koń! – Otarła się o ramię pani Zuzan-

ny niczym kotka.

– Idź już, idź. Jagoda przyniesie ci kawę do biura.

Gdy Zosia wychodziła z jadalni, pani Zuzanna zrobiła gest,

jakby chciała ją zatrzymać. Może jednak powinna jej opowie-

dzieć o swoim śnie? W czasie wojny ten koszmar często ją prze-

śladował. Potem przestał ją nękać, przyśnił się jej znów dopie-

ro po latach, na kilka dni przed śmiercią matki Zosi, a później

jeszcze dwa razy. Zawsze zapowiadał jakieś nieszczęście. I  gdy

Droga do Rozan_144-205.indd 16Droga do Rozan_144-205.indd 16 2013-03-22 10:40:042013-03-22 10:40:04

Page 17: Droga do Różan

już prawie o nim zapomniała, znów ją nawiedził i we śnie zno-

wu brnęła przez piach, niosąc ciężar ponad siły.

Znaki, przeczucia, sny...

Choć popołudnie było ciepłe, przebiegł ją zimny dreszcz. Po-

patrzyła za swoją wychowanką. Ten turkusowy podkoszulek...

Dokładnie taki jak oczy Zosi. Jak oczy Piotra.

Droga do Rozan_144-205.indd 17Droga do Rozan_144-205.indd 17 2013-03-22 10:40:042013-03-22 10:40:04

Page 18: Droga do Różan

18

3

To było podczas drugiego roku jej pobytu w szkole w Korn-

walii. Na początku grudnia przyszedł z domu gruby list. Rodzi-

ce słali Zuzannie tysiące wskazówek dotyczących podróży, któ-

rą miała odbyć z ich znajomymi jadącymi z Londynu na święta

do Krakowa. Babka Jadwiga pytała, co Zuzanna chciałaby dostać

od aniołka pod choinkę. Justyna donosiła, że jej najserdeczniej-

sza przyjaciółka Hanka przyjęła oświadczyny Piotra Boruckie-

go – Zuzanna słyszała o nim pierwszy raz w życiu – i że zarę-

czyny odbędą się w sylwestra w podkrakowskich Różanach, ślub

zaś w lipcu w kościele Mariackim. Na te uroczystości Hanka za-

prosiła całą ich rodzinę. Obie siostry, Justyna i Zuzanna, miały

być druhnami.

Ostatnia wiadomość zelektryzowała Zuzannę. Od razu odpi-

sała babce, że marzy o nowej sukience, i dołączyła akwarelowy

szkic wieczorowej kreacji. Wyobrażała sobie, jak na balu sylwe-

strowym tańczy w niej walca, lekko płynąc po wywoskowanej

posadzce, a może nawet pije szampana.

Aniołek spisał się znakomicie. Gdy po wigilii Zuzanna roz-

pakowała prezent, na którym ręką babki Jadwigi było napisane

Droga do Rozan_144-205.indd 18Droga do Rozan_144-205.indd 18 2013-03-22 10:40:042013-03-22 10:40:04

Page 19: Droga do Różan

19

„Od Aniołka dla bardzo grzecznej Zuzi”, z pudła z cichym szele-

stem wysunęło się turkusowe jedwabne cudo. Zuzanna podbieg-

ła do babki i mocno ją uściskała.

– Babuniu, jest taka śliczna! Czy mogę ją przymierzyć? Bar-

dzo proszę!

– Oczywiście, skarbie – odpowiedziała babka, udając, że nie

widzi wzroku córki.

Gdy Zuzanna wystudiowanym krokiem wróciła do salonu,

ojciec chrząknął, Justyna wysoko uniosła brwi, a  matka zała-

mała ręce.

– Dziecko, chyba nie zamierzasz pokazywać się komukolwiek

w tej sukience?

– Wygląda pięknie – rzuciła babka od niechcenia.

– Ależ mamo, ona ma dopiero trzynaście lat!

– Prawie czternaście – powiedziała Zuzanna pod nosem.

– Co mówisz? – nie dosłyszała matka.

– Mamusiu, przecież mogę włożyć szal.

Justyna sięgnęła po swój, wiszący na oparciu fotela, i udrapo-

wała go na dekolcie i prawie nagich ramionach siostry.

– Trochę lepiej – westchnęła matka. – Mimo wszystko nie

uważam, by panienka w jej wieku... – znów westchnęła.

W nocy w swoim pokoju, przy nikłym świetle ulicznych la-

tarni, Zuzanna na bosaka ćwiczyła kroki mazura, którego nie

uczono na angielskich lekcjach tańca, i wypróbowywała różne

taneczne układy, wdzięcznie unosząc rąbek zwiewnej sukienki.

Rano obudził ją ból gardła. Suchy kaszel niemal rozrywał jej

klatkę piersiową. Wezwany natychmiast ojciec stwierdził ostre

przeziębienie i kazał jej zostać w łóżku.

Zuzannie chciało się płakać. Ominą ją wszystkie wieczorki

taneczne zaplanowane w okresie świątecznym i bal z okazji za-

ręczyn Hanki!

W sylwestra rodzice i Justyna pojechali do Różan. Babka zo-

stała z Zuzanną, mówiąc, że nie chce się przeziębić w pełnym

przeciągów i na pewno lodowatym wiejskim kościele, a na tań-

ce i tak jest za stara.

Droga do Rozan_144-205.indd 19Droga do Rozan_144-205.indd 19 2013-03-22 10:40:042013-03-22 10:40:04

Page 20: Droga do Różan

20

Ledwie auto znikło za rogiem, babka przyniosła do sypialni Zu-

zanny tacę smakołyków. Chrupały ciasteczka i rozmawiały o szkole

w Anglii, o berlińskich balach, na których bywała babcia Jadwiga,

i o wakacjach, które Zuzanna miała spędzić we Włoszech.

Tuż przed północą babka poszła do siebie i po chwili wróci-

ła z dwoma kieliszkami, butelką szampana („Dobrze, że mama

tego nie widzi!”, przemknęło Zuzannie przez myśl) i podłużnym

pudełkiem. Szampan, który Zuzanna piła pierwszy raz w  ży-

ciu, rozczarował ją. Za to zawartość pudełka zachwyciła: babka

dała jej w prezencie swoje perły i życzyła dużo szczęścia w no-

wym, 1934 roku.

Szampan i perły. Jak symbol grzechu i łez. Zuzanna nie była

przesądna, czasem jednak, gdy po latach wspominała ten wie-

czór, nachodziła ją natrętna myśl, czy była to jakaś wróżba, znak.

Dwa dni po sylwestrze ojciec pozwolił Zuzannie wstać z łóż-

ka. Siedziała w salonie i czekała na powrót Justyny, która zosta-

ła z Hanką w Różanach. W końcu usłyszała otwieranie drzwi

i wyjrzała do przedpokoju.

– Szczęśliwego nowego roku!  – Justyna i  Hanka mocno ją

uściskały.

Zuzanna przyjrzała się Hance. Te same ciemnobrązowe oczy,

białe czoło i czarny warkocz upięty w koronę. Zaręczyny wcale

jej nie odmieniły.

– Najlepsze życzenia z okazji zaręczyn.

– Chcesz zobaczyć pierścionek?

Hanka wyciągnęła rękę. Na serdecznym palcu miała platy-

nową obrączkę z trzema brylantami.

– Słyszałam o twojej sukience – zachichotała. – Nic się nie

martw, wystąpisz w niej na weselu.

– Chcesz ją zobaczyć?

– Naturalnie!

Zuzanna pobiegła do swojego pokoju i po chwili wróciła z su-

kienką. Przyłożyła ją do siebie i zrobiła kilka tanecznych pas. – Bardzo dobrze tańczysz. I pewnie wiesz, że turkusowy to

twój kolor – powiedziała Hanka.

Droga do Rozan_144-205.indd 20Droga do Rozan_144-205.indd 20 2013-03-22 10:40:042013-03-22 10:40:04

Page 21: Droga do Różan

– Teraz także twój – zaśmiała się Justyna. – Bo jej narzeczo-

ny – zwróciła się do Zuzanny – ma takie oczy jak ta sukienka.

Zuzanna nie uwierzyła. Ludzie nie mają takich oczu.

Gdy jednak ósmego lipca w  kościele Mariackim spojrzała

w oczy Piotra Boruckiego, zobaczyła, że niektórzy mają. Utonę-

ła w nich jak w studni.

Droga do Rozan_144-205.indd 21Droga do Rozan_144-205.indd 21 2013-03-22 10:40:042013-03-22 10:40:04

Page 22: Droga do Różan